top of page
Szukaj
erumienczyk

KOREKTA, czyli ja Ci pokażę, że wiem lepiej(?)




Dziś postanawiam trząchnąć kijem w mrowisko ;).


Na jednej z grup kobiet mieszkających w Pradze pojawił się temat korekty podczas zajęć. Uczestniczka popularnej praskiej szkoły jogi opowiadała o swoim doświadczeniu  chodzenia na zajęcia, gdzie jest ponad 20 uczestników i nauczyciel nie zwraca na nikogo uwagi i „nie poprawia”. Wzbudziło to ciekawą dyskusję, gdzie pojawiły się różne głosy związane z doświadczeniami korekt na zajęciach.

Były głosy za korektami, szczególnie w małych grupach, gdzie osoby mogły doświadczyć intymności i otrzymać więcej uwagi od osoby prowadzącej.

Były głosy przeciwko fizycznym korektom, kobiety pisały, że nie lubią być dotykane, że czasem ten dotyk jest zbyt intensywny, przekraczający granice, w pewien sposób nadużywający. I nie mam tutaj nadużycia z podtekstem seggsualnym.

Mam namyśli nadużycie władzy i wykorzystanie swojej pozycji, jako nauczycielki/nauczyciela. Ponieważ nauczyciel, jako osoba stojąca na wprost Ciebie, posiadająca liczne kursy, szkolenia i doświadczenie w praktyce własnej, być może wie lepiej. No właśnie. Być może. Ponieważ skąd ta osoba, jedna na 10-15-20- 100 uczestników, może wiedzieć co dla każdego jest odpowiednie?

Może jedynie spojrzeć z zewnątrz i przez swój pryzmat, przez pryzmat szkoleń i zewnętrznie narzuconej „symetrii”, ustawić ciało uczestnika.


Nie może poczuć tego, co dzieje się w jednostce, poczuć dyskomfortu w ruchu lub emocji pojawiających się w każdej osobie. Ok, osoba empatyczna i wyczulona na innych może poczuć energię grupy, rozmawiając z daną osobą wyczuć jej emocje. Osobiście natomiast uważam, że żaden nauczyciel nie ma kompetencji, aby każdy uczestnik wykonywał pozycje i praktyki wyłącznie według jego wizji i czucia.

Zdaję sobie sprawę z uwypuklenia sytuacji, ale o tym jest dla mnie zachowanie hierarchii i utrwalanie jej. O tym, że osoba, która jest wyżej "wie lepiej".


W owym poście uczestniczka zaznaczyła, że  czuła się NIE WIDZIANA przez nauczyciela. No właśnie, więc o co tu tak naprawdę chodziło?


Ten fragment również poruszył we mnie dawną strunę, kiedy łaknęłam uwagi prowadzących,a poświęcony mi czas podczas korekty dawał poczucie bycia zauważaną i ważną. Ba, nie raz denerwowałam się na prowadzących, kiedy nie dawali tej uwagi, tak jak tego chciałam.


Przez lata praktyki własnej, uczestniczenia w przeróżnych warsztatach, zdejmowałam iluzję z nauczycieli, tym samym oddalając się od hierarchicznej formy zajęć.

Z szacunkiem do doświadczenia i kompetencji osób prowadzących, byli oni tylko ludźmi przekazującymi swój kawałek drogi.

Zaczęłam również rozpoznawać swoje części, jako nauczycielki.

Co próbowałam podświadomie osiągnąć siadając na wprost grupy?  Bycie ważną, zauważaną, słuchaną, docenianą, uznawaną, podziwianą, etc.

Wszystkie te braki płynące z dzieciństwa, których zapełnienie na pewno nie należy do uczestników. Zadbałam o ten kawałek uczestnicząc w superwizjach.


W między czasie pojawiła się formuła kręgu, która otworzyła perspektywę  i pozwoliła zająć miejsce pośród innych. Widząc w każdej zebranej osobie nauczyciela i uznając jej/jego wewnętrzne przewodnictwo.

Była to ciekawa gimnastyka dla  ego ;) Ale to już historia na inny post, a może i książkę.


Wracając jednak do tematu. Nie uważam, że każda korekta jest zła. Czasem wystarczy naprowadzenie słowne. Czasem może to być dotyk za zgodą uczestnika ( choć i tutaj mogą być podpięte różne procesy).

A gdyby tak dać przestrzeń uczestnikowi na własne decyzje, z szacunkiem do miejsca, w którym jest? Jednocześnie dając motywację do rozwinięcia potencjału. Stworzyć przestrzeń, w której może rozwijać się zaufanie do siebie samej i swojego wewnętrznego przewodnictwa?


Całość tekstu została przefiltrowana wyłącznie przez moje doświadczenie i obserwacje ~ na pewno nie jest prawdą objawioną ;).



Jestem ciekawa Waszych opinii i doświadczeń związanych z tematem ;).






44 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page